Może to dobry sposób zacząć tegoroczne wpisy od zagadnienia prawdy. A jak dołożyć temat psychoterapii – pracy, której poświęcam połowę swego życia, to wychodzi nam Prawd kilka o psychoterapii. Słucham i obserwuję i w efekcie myślę, że wokół terapii krąży tyle wyobrażeń i opinii, ilu ludzi. Każdy ma do tego prawo, ale jeśli ktoś nie korzystał z terapii, nie był w gabinecie, nie interesuje się tymi zagadnieniami, to pozostaje w obszarze swoich wyobrażeń i oczekiwań. Jednocześnie psychoterapia, która toczy się za zamkniętymi drzwiami, tworząc intymną przestrzeń dostępną tylko danemu pacjentowi i terapeucie stwarza wokół siebie pole niedopowiedzeń i wyobrażeń. Dziś zapraszam Was do środka, uchylam drzwi i rozprawiam się z kilkoma przekonaniami. A nóż pomogą komuś zweryfikować swój pogląd, a może nawet podjąć decyzję…
1. PSYCHOTERAPIA TO ZWYKŁA ROZMOWA lub CO MI DA ŻE SOBIE POGADAM? lub POGADAĆ MOGĘ Z PRZYJACIÓŁKĄ…
Tych kilka stwierdzeń zamieściłam w jednym punkcie, bo z nimi spotykam się najczęściej a dotyczą jednego zagadnienia. Należy wyjść od stwierdzenia, że psychoterapia to rzeczywiście jest rozmowa, ale czy aby na pewno taka zwykła? Gdyby chodziło o zwykłe pogaduchy psychoterapia nie miałaby statusu metody leczącej zaburzenia natury emocjonalnej i psychicznej. Tysiące lat ludzkości potwierdzają że otwartość na kontakt z drugim człowiekiem, bliskie relacje, rozmowy mają same w sobie aspekt leczniczy, co wykorzystano w połączeniu z doświadczeniami nauki. I tak oto mamy pacjenta, który przychodzi z problemem, a po drugie stronie specjalistę, który ma wiedzę i wykorzystuje ją w odpowiedni sposób, za pomocą rozmowy. Kiedy pacjent wnosi własne treści terapeuta poddaje je różnego rodzaju obróbkom. Początkowo terapeuta musi poznać pacjenta. Coraz większy zakres informacji z sesji na sesję, coraz częściej obserwowane zachowania, rodzaje myśli i odczuć lub ich brak powoduje, że może zacząć obserwować pewne prawidłowości i mechanizmy, których pacjent nie jest świadomy. W efekcie, właśnie w trakcie rozmowy następuje łączenie pewnych faktów ze sobą, które z pozoru nie miały ze sobą nic wspólnego, poszerzanie pola widzenia, uświadamianie sobie nieświadomego, nadawanie znaczeń, nazywanie emocji i przeżyć, poddawanie ich pod refleksję.
Rozmowa z przyjaciółką czy bliską osobą jest nieoceniona i nie można jej traktować jak rywalizujących obszarów. Ale kiedy nie wystarcza, lub gdy problemy mają ewidentnie znamiona chorobowe (np. objawy nerwicowe, depresyjne) wtedy pora na specjalistę. Poza tym, aby 'wygadanie się’ było terapeutyczne musi w efekcie doprowadzić do pewnych wniosków, do zmiany, ma przynieść jakiś oczekiwany efekt. Jeśli jesteśmy przy efektach, to przejdźmy do kolejnego punktu…
2. TERAPEUTA WIE I MI POWIE, W KOŃCU OD TEGO JEST lub PANI MNIE NAUCZY…
Mówiąc o efektach terapii, dochodzimy do drugiego błędnego założenia, że aby terapia był skuteczna wystarczy przyjść, terapeuta udzieli kilku lekcji, powie co i jak zastosować i już… Jest to pewna pułapka, kiedy oczekujemy, że przyjdziemy do gabinetu, siądziemy i terapeuta z twarzy wyczyta wszystko. Aby terapeuta mógł pomóc najpierw pacjent musi wnieść swoje treści, nakreślić problem z którym przychodzi (ten ogólny, ale też ten na pojedynczą sesję), dopiero terapeuta, ZAWSZE PRZY WSPÓŁPRACY Z PACJENTEM, może coś z tym zrobić. Powodzenie terapii zależy od WSPÓŁPRACY, od dobrej relacji pacjent-terapeuta, od tzw. przymierza terapeutycznego. Oznacza to, że potrzeba poprawienia swojego stanu, wyleczenia czy znalezienia rozwiązania musi być silniejsza niż siły obronne organizmu, siły ucieczkowe czy impulsy niszczenia. Ponieważ psychoterapia jest procesem ten, często nieuświadomiony obszar walki wewnętrznej obecny jest na różnych etapach terapii i należy być szczególnie czujnym. W efekcie to pacjent decyduje jak ostatecznie postąpi, co zrobi, czy przyjdzie, czy ulegnie impulsom i zerwie terapię.
3. NIE BĘDZIE MI JAKIŚ OBCY CZŁOWIEK MÓWIŁ CO MAM ROBIĆ…
To założenie przeciwstawne do poprzedniego. Odnosi się do osób, które bronią się przed kontaktem. Mają jakiś kłopot, może i chcieliby skorzystać z pomocy ale opór jest większy. Boją się, że ktoś będzie ich oceniał i mówił co powinni robić, że terapeuta stanie się takim rozliczającym rodzicem. Spieszę wyjaśnić, że absolutnie tak się nie dzieje. Jeśli już, to zadaniem terapeuty jest pomoc w znalezieniu rozwiązania, aby to pacjent sam zdecydował co będzie najlepsze w danej sytuacji. Zdarza się, że ktoś przychodzi po poradę i pada konkretne pytanie: co ja mam w tej sytuacji zrobić? lub co Pani zrobiłaby na moim miejscu? ale to jest sytuacja inna, kiedy ktoś prosi o tę bezpośrednią sugestię i potrzebuje poznać perspektywę drugiego człowieka.
4. BYŁEM RAZ I NIC MI TO NIE DAŁO lub JEDNO, DWA SPOTKANIA A KTOŚ TWIERDZI, ŻE UCZĘSZCZAŁ NA TERAPIĘ…
Ten punkt, to już temat rzeka jak Wisła szeroka… Po pierwsze, proszę nie mylić konsultacji psychologicznej lub pojedynczej porady z terapią. Powtórzę, terapia to proces, który trwa w czasie! Czas jest wręcz potrzebny by pewne zjawiska mogły zaistnieć, by ze spotkania na spotkanie otwierały się kolejne zagadnienia, kolejne wspomnienia, coraz głębsze wnioski. Poza tym terapia ma swoje ramy: regularne spotkania (zazwyczaj raz na tydzień), ten sam stały termin, określony cel terapii, określone warunki kończenia terapii. Terapia zawsze poprzedzona jest konsultacją, gdzie zbierane są ogólne informacje dotyczące pacjenta, problemu, z którym się zgłasza. Nie każda konsultacja musi zakończyć się terapią. Nawet jeśli pacjent ma do niej wskazanie może jej nie podjąć, dlatego warto na tym etapie zastanowić się na ile różne warunki pozwalają na podjęcie terapii (np. czas, możliwość bycia na regularnych spotkaniach, finanse).
Kolejny aspekt, to założenie, że jedno spotkanie mnie uleczy…. Paradoksalnie, jest to jedna z najczęstszych obron. Zazwyczaj dotyczy osób, które to bliscy nakłaniają na podjęcie terapii lub nawet stawiają warunek. Osoba taka, z pozoru zmotywowana idzie na spotkanie, po to by stwierdzić: byłem/byłam, nic mi to nie dało; nic mi nie powiedział/ nie powiedziała, a czasem nawet są zaskoczeni, że to głównie oni musieli mówić. Kłopot w tym, że niechętni do terapii szukają argumentów przeciwko niej. Takie podejście skazane jest na niepowodzenie… Niestety.
5. TERAPEUTA TO PRZYJACIEL ZA PIENIĄDZE…
Przyznaję, że jest to stwierdzenie wręcz obraźliwe, w moim mniemaniu, dla obydwu ze stron. Zakłada ono, że terapeuta dla pieniędzy tworzy jakąś iluzję, udaje przyjaciela czyli w moim mniemaniu oszukuje biedaka, który na dodatek ma problem. Zakłada jakąś potworną nierówność i wykorzystanie.
Zatem powiem jasno: TERAPEUTA NIE JEST PRZYJACIELEM! Relacja przyjacielska zakłada inny rodzaj kontaktu. Przyjaciele dzwonią do siebie kiedy mają ochotę, pamiętają o swoich urodzinach lub ważnych wydarzeniach, dzwonią spytać 'co u ciebie?’, chodzą na kawę, uprawiają razem sporty, plotkują, przytulają się, pomagają sobie fizycznie gdy taka pomoc jest potrzebna. Terapeuta interesuje się życiem pacjenta, martwi się nim gdy ma kłopoty lub nie może sobie poradzić, myśli o nim w różnych momentach swojego życia, ale nie dzwoni żeby spytać 'co słychać?’, nie chodzi z nim na kawę, nie przytula. Relacja terapeutyczna jest bardzo bliską, bardzo angażującą, szczególną relacją, jednak terapeuta pozostaje terapeutą a pacjent pacjentem. Jakkolwiek może to być nieraz frustrujące, to po to są ramy terapeutyczne żeby chronić obie strony przed przekraczaniem granic i przed tworzeniem iluzji. Warto dodać, że terapia pracuje również na rzecz realności, czyli właśnie na rzecz akceptowania rzeczywistości, takiej jaka jest, z jej wszystkimi ograniczeniami.
6. OCZEKUJEMY, ŻE PO KAŻDYM SPOTKANIU BĘDZIEMY SIĘ CZUĆ LEPIEJ, WYJDZIEMY LŻEJSI I ZADOWOLENI…
Czasem ta potrzeba poczucia się lepiej jest tak silna, że jednocześnie następuje rodzaj blokady, że nie możemy się tak poczuć. To rodzaj presji, którą nakładamy sobie sami. Raz mamy efekt ulgi, raz nie. Raz jest smutno na spotkaniu, innym razem jesteśmy pełni złości, albo sfrustrowani. Raz jest lżej, czasem jest nawet bardzo ciężko. Jak w życiu. Terapia jest takim naszym mikro-światem co oznacza, że doświadczamy podobnych stanów w terapii co i w życiu. Przecież to czego doświadczamy zależy od tak wielu czynników: czego doświadczyliśmy, jakie tematy poruszamy, jakie to w nas wywołuje emocje, myśli i jakie mechanizmy nieświadome. Aby w konsekwencji mogło być lepiej na początku musi być trudno i warto się na to nastawić. Proces terapii przypomina gojenie się rany. Aby rana na ciele mogła się zagoić trzeba ją najpierw oczyścić, albo wyciąć bolesnego ropnia. Dopiero wtedy gojenie jest możliwe.
My ludzie XXI wieku, ludzie internetu, telefonów, facebooka, szybkich samochodów, podróży, gdzie jednego dnia jesteś na jednym kontynencie, a drugiego dnia na innym chcemy szybkich efektów, chcemy się czuć dobrze i coraz trudniej przychodzi nam znoszenie frustracji, ciężarów dnia codziennego, niezadowolenia gdy coś nie jest po naszej myśli. I jest trudno… Bo terapia każe się zatrzymać, bo terapia nie zagłusza emocji kolejnymi zadaniami albo używkami, bo nagle trzeba się spotkać z sobą samym, z sobą tym, którego nie chcemy widzieć, z sobą samym – słabym, sobą – o ograniczonych możliwościach, a często sobą – zranionym, zaniedbanym, opuszczonym. A co najgorsze, ten swój słaby kawałek trzeba zaakceptować. Często nie wiadomo jak, często jest pokusa odepchnąć, a jednak… Dopiero zaakceptowana słabość staje się naszą siłą. Jednak to łatwe nie jest…
7. TERAPEUTA MA DBAĆ O MOJE DOBRE SAMOPOCZUCIE lub TERAPEUTA MYŚLI INACZEJ ZATEM MNIE NIE ROZUMIE LUB JEST PRZECIWKO MNIE…
Punkt ostatni na mojej liście, ściśle powiązany z poprzednim, jednak w moim odczuciu wymagający podkreślenia. Odnosi się on bowiem do takiej sytuacji, kiedy pacjent nastawiony jest na branie wsparcia, jednak nie chce nic zmienić w swojej sytuacji i nie przyjmuje konfrontacji ze strony terapeuty traktując je jako krzywdzące. Jest to zatem taka sytuacja, kiedy pacjent nie chce usłyszeć ani zobaczyć własnych wadliwych kawałków, ciemnych stron, błędów, zachowań które budzą sprzeciw lub przekonań, które przyczyniają się do danej, patologicznej sytuacji. Pozycja terapeuty ma być możliwie niezależna i obiektywna dlatego też KONFRONTACJA jest wręcz jednym z narzędzi terapeutycznych, które popychają proces terapii do przodu i dają szansę na zmianę. Zatem coś, co w danej chwili może wywołać dyskomfort (to mogą być bardzo różne uczucia) w efekcie ma prowadzić do poprawy sytuacji pacjenta i zmniejszenia jego cierpienia.
Katarzyna Dorosz-Dębska