W odwiecznym dylemacie, co było najpierw: jajko czy kura? można by zapytać paralelnie: kto był pierwszy: dziecko czy matka? Aby być matką trzeba najpierw być dzieckiem, zaś dzieci wydają na świat matki. Przyjmując biblijną teorię stworzenia świata i człowieka, dylemat zostaje roztrzygnięty i wiadomo, że pierwszą matką była Ewa. Gdyby dalej pójść tym tropem to się okaże, że równie piersza była kura (jednakże nie tego dotyczy ten tekst, więc kurę zostawiamy w spokoju).
Matka – zostaje się nią nagle, pewnego dnia, i już do końca życia. Nie ma urlopów, zwolnień ani wypowiedzeń. Nawet, gdy kobieta wypoczywa pod gruszą sama, bez dzieci, jej głowa jest pełna kotłujących się myśli, ogólnie w tonie: czy wszystko wporządku, czy najedzone i dopilnowane… A gdy dorastają to się martwi: czy dobrą szkołę pociecha wybierze, czy w towarzystwo złe nie popadnie, czy chłopak dla córki odpowiedni, czy kandydatka na żonę dla syna dobrze o niego zadba… itd… itd… I już. Ot, cała prawda! Można zmienić męża, zawód, hobby, miejsce zamieszkania, a wdzisiejszych czasach nawet płeć, a matką sie jest. I już… Na zawsze!
Pewnego dnia dzieci w szkole miały znaleźć przymiotniki do słowa mama. Opisywały: sympatyczna, miła, dobra, kochająca, uśmiechnięta… i mnóstwo innych pozytywów. A przecież matki są też zapracowane, krzyczące, zezłoszczone, smutne, zmęczone, sfrustrowane… I to jest normalny obrazek. Bowiem bycie matką to odpowiedzialność! Odpowiedzialność już nie tylko za siebie ale i za dziecko. Matki czują sie oceniane przez pryzmat swojego zachowania ale i zachowania swoich dzieci. A dzieci, jak to dzieci: krzyczą, spazmują w sklepach, mówią brzydkie słowa, nie odrabiają lekcji, nie chcą się myć, uderzą kolegę, wagarują, zdarza sie, że coś ukradną. A jako dorośli podąrzają przeróżnymi ścieżkami. Każda matka w zetknięciu z drugą matką porównuje się jaka jest, pociesza gdy widzi, że jej dziecko jest grzeczniejsze, popada w zwątpienie gdy jest odwrotnie, odnosi ulgę gdy słyszy, że ktoś ma podobne problemy wychowawcze co ona. I nie o ocenę tu chodzi, lecz o zrozumienie.
A relacja rodzic – dziecko nie jest łatwa. To relacja bardzo bliska, a zatem ambiwalentna, pełna napięć i całego spectrum emocji. Ważny jest dom, ważne są relacje i to, co dostaliśmy od naszych matek i ojców. Ile miłości, czułości, zrozumienia i wsparcia. Te składowe zdecydowanie dają nam lepszy start w życiu. Tylko, że nie każdy rodzic potrafi to dać, a nie każde dziecko potrafi wziąć. Zderzeniu ulega osobowość rodzica i osobowość dziecka. Każdy chce mieć ugodowe, utalentowane i samodzielne dzieci. Każdy też chciałby mieć pełnych ciepła, wyrozumiałości i troskliwości rodziców, zapewniających odpowiedni byt materialny. I tak samo jako dzieci mamy dużo zastrzeżeń do naszych rodziców, tak samo jako rodzice mamy dużo zastrzeżeń do naszych dzieci. Znów powstaje spór i dylemat o to, kto i co powinien dać, a kto i co odpowiedniego powinien wziąć. Może rodzic nie dał, bo sam nie dostał? Bo nie wiedział, że można inaczej? Bo nie potrafił wyjść poza schemat? A może dziecko zbyt dużo wymaga, stale rości sobie pretensje i widzi to, czego nie ma, aniżeli to co jest i to co już dostał?
Gdyby wychowanie determinowało nas do tego stopnia kim jesteśmy, i że nic się nie da zmienić, bylibyśmy na straconej pozycji. Ale tak nie jest. Całe życie się rozwijamy i zmieniamy, a jako dorosłe dzieci naszych matek, sami ponosimy odpowiedzialność za siebie i swoje zachowania. Dostałeś – wyraź wdzieczność! Nie dostałeś – pracuj nad tym! Są książki, szkolenia, warsztaty, terapia, inni ludzie w których odbijamy sie jak w lustrze. Poprzyglądaj sie, posłuchaj, poczuj… Świadomość tego, czego dobrego się nie dostało, a czego złego w nadmiarze, to pierwszy krok. Nie po to by oceniać, oskarżać i tłumaczyć samego siebie, to krok do pracy nad sobą. Często w pracy słyszę: jestem DDA. I już. Jakby to wszystko wyjaśniało, opisywało i zwalniało z odpowiedzialności za własne życie. A to tylko kierunkowskaz, który mówi nad czym pracować. Etykietki są wygodne bo szufladkują i nie trzeba zadawać sobie trudu na indywidualne poszukiwania. Ale czy tak sie da, skoro każdy z nas jest inny? Warto zatem wiedzieć, że:
Zrozumienie przybliża. Ocena oddala.
Zrozumienie daje szansę zmiany. Ocena szufladkuje.
Zrozumienie buduje relację. Ocena naraża ją na trudności.
Katarzyna Dorosz-Dębska