Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że młode kobiety zostające matkami po raz pierwszy posiadają idealistyczne założenia o tym, jakie będą ich dzieci i jak będzie wyglądało ich macierzyństwo. Z jednej strony ogarnia je niepewność i lęk przed nową rolą i nowymi wyzwaniami, z drugiej zaś, mają wewnętrzne założenia typu: 'moje nie będzie się tak zachowywać jak dzieci sąsiada’, 'moje nie będzie tak krzyczeć’, 'spokojnie usiedzi w restauracji’, etc. Paradoksalnie, im więcej takich bezwarunkowych tez w głowie, tym pod spodem większy lęk (choć może czasem nieuświadomiony) i niewyobrażalna presja bycia rodzicem. Wszystko jest dobrze kiedy plan udaje się zrealizować a dziecko wpisuje się w rodzicielski obraz. Często jednak życie z dzieckiem u boku pokazuje, że wcale nie jest taki łatwy do wykonania.
Kłopot z idealizacją jest taki, że trudno sprostać jej wymaganiom, bowiem wszystko, nawet to co dobre, już w swoim założeniu nie jest idealne. Trudno zatem cieszyć się tym, co nie zostało osiągnięte. Ideał zawsze bowiem pozostaje nieuchwytny.
I tu pojawia się problem młodych mam, gdyż pojawiające się trudności traktują w kategoriach porażki. Nie dają sobie prawa do słabości, błędów i pomyłek. Nie dają sobie prawa do zmartwienia, do łez, do odczucia rezygnacji a już szczególnie do uczucia złości. Wszystkie te przykre stany emocjonalne, ponieważ nie są akceptowane, kiedy się pojawiają, traktowane są jako oznaka słabości, a ta jako porażka. Zgodnie z mechanizmem idealizacji, na tym etapie pojawiają się porównania względem innych kobiet, innych rodziców i przeżywanie siebie jako tej gorszej i nie radzącej sobie matki. Inne wydają się wówczas dobre, wiedzące i cierpliwe.
Bycie matką to nie realizowanie naszych idealistycznych założeń lecz naturalne współistnienie wraz z dzieckiem. W pierwszym etapie, kiedy dziecko pojawia się na świecie, oznacza wzajemne dostrojenie emocjonalne. W praktyce, matka rozumie swoje dziecko i odpowiada na jego potrzeby. Później, wraz z wiekiem i rosnącą samodzielnością pociechy, matka nadal reaguje w sposób adekwatny dając jej odpowiednią do wieku dawkę swobody. Dzięki temu staje się możliwe eksplorowanie i poznawanie świata przez małego człowieka oraz wyrażanie siebie i kształtowanie jego osobowości. Istnieje na to określenie, które zdejmuje balast z matczynych serc, jeśli tylko sobie na to pozwolą, bo odpuścić bycie idealną nie jest łatwo. Określenie stworzone przez Donalda Winnicotta mówi o byciu wystarczająco dobrą matką i analogicznie byciu wystarczająco dobrym rodzicem.
Być wystarczająco dobrą matką oznacza zatem porzucenie idealistycznych dążeń i wspieranie naturalnego rozwoju dziecka. Być wystarczająco dobrą matką – to akceptować dziecko takim jakie jest, rozumieć jego potrzeby i zaufać swoim wewnętrznym instynktom zestrajania się z nim. Być wystarczająco dobrą matką to akceptować siebie całą i zdjąć z siebie brzemię obowiązku dając swobodę bycia. Winnicott pisał: Sprzyjające otoczenie nie może być doskonałe w sposób mechaniczny, doskonałość musi mieć jakość ludzką, więc określenie 'wystarczająco dobra matka’ wydaje mi się dobrze opisywać to, czego potrzebuje dziecko, by wrodzone procesy rozwojowe mogły się urzeczywistnić w rozwoju każdego dziecka.
Jako rodzice mamy wyobrażenia i założenia dotyczące dziecka. Pojawienie się małego człowieka urealnia je. Jego temperament, usposobienie, zachowania, upodobania, dążenia, grymasy, bunty, pomysły i zainteresowania – często zaskakujące i odmienne od rodzicielskich wyobrażeń. Sztuka dostrojenia matki z dzieckiem polega na dostrzeżeniu tej indywidualności i zaspokojeniu wynikających z niej potrzeb, na podążaniu za naturalnymi aktywnościami bez ich krępowania i narzucania własnych, na stwarzaniu bezpiecznej przestrzeni wszechstronnego rozwoju.
Katarzyna Dorosz-Dębska