Dziś jeszcze październik… Jutro już listopad…
Ach, miesiąc znienawidzony. Ludzie go nie lubią. Wycieliby go z kalendarza, gdyby tylko mogli. Wszyscy przez zęby cedzą: ten listopad…
Musi mu nie być łatwo skoro taki odrzucony… Na szarym końcu, ostatni, inni zawsze przed nim… I siedzi Listopad na kamieniu smutny, przygarbiony podwójnie… Łzy z Nieba leje a Wicher mu tańcuje na pociechę, robi co może… I nic! Listopad jak siedział smutny, tak siedzi. Coś myśli, coś powie, ale raczej wygadany i rozmowny to on nie jest. Refleksyjny taki? Może… I myśli o tym, że życiodajne słońce, chyba ze zmęczenia po całym długim roku, pozwala sobie na krótszy dzień pracy, że drzewa pozbawione liści straszą swą nagością a jeszcze krawcowa Zima nie uszyła im sukienek z bieli i kryształków. I smuci się, że taki opuszczony a niczemu nie winien… I choć taki odtrącony to wraca co roku i liczy, że może teraz większą przychylność zyska.
Ogłaszam więc Apel w sprawie Listopada: Duzi i Mali! Kobiety i Mężczyźni! Starzy i Młodzi! Krawcowe, Kucharki, Malarze, Księgowi, Nauczyciele, Sklepikarze, Bankierzy, Sportowcy i Naukowcy!
Przyjmijmy do siebie zmęczony Listopad. Zaakceptujmy staruszka bo czasem lepiej przyjąć to co jest niż walczyć z wiatrakami. Nie wszystko da się zmienić. Nic nam nie da szarpanina, narzekania i zemszczenie: jaki on niedobry, że smutny, ciemny i szary. Rozświetlijmy go trochę swoim uśmiechem. A on niech nas obdzieli refleksyjnością, wszak tak wielu jej brakuje!
Katarzyna Dorosz-Dębska
www.psycholog-pulawy.pl