Poprzedni tekst dotyczył listopada, miesiąca znienawidzonego. Trochę go zpersonifikowałam, przedstawiłam w lekkiej, przystępnej formie. Bo jak nam cieżko i smutno lub czegoś nie rozumiemy, to nic tak nie pomaga jak zmiana perspektywy w patrzeniu na daną sprawę. I dzisiaj właśnie ciąg dalszy jesiennych rozważań.
Dlaczego ludzie tak nienawidzą listopada? Chyba w wiekszości przypadków pojawia się jedno skojarzenie, a słowo to brzmi: depresja. Albo inne pokrewne: smutek, melancholia, spadek energii, przygnębiające myśli a nawet dalej, pewien rodzaj lęku…
Tak więc o depresji dziś słów kilka…
Oszczędzę czytelnikom definiowania, kryteriów i danych. To można znaleźć w każdej pozycji ksiażkowej dotyczącej natury zagadnienia o którym mówimy. Przyjrzyjmy się jednak depresji jako czemuś, co występuje w naturze i jest jej częścią. Jest częścią nas samych. Depresja fizyczna, bo o niej mowa, jest zakorzeniona w naszym organizmie jako jedna z form reakcji obronnej. Spowolniony metabolizm, wycofanie z aktywności, rezygnacja ze wszystkiego co nie jest w danym momencie konieczne. To są te elementy, w które wyposażyła nas natura aby przetrwać wtedy, kiedy nie jesteśmy już wstanie walczyć. Depresja wprowadza bezruch, zaburza dotychczasową egzystencję i rytm. To jakby rodzaj hibernacji pozwalający przetrwać najtrudniejsze.
Dlatego właśnie listopad. To miesiąc, który jest ustami natury i mówi nam: zwolnij, zatrzymaj się, zastanów, zbierz siły. A czlowiek? Jak to człowiek, wie lepiej. Zaprzecza, buntuje się, robi ponad swoją miarę… Hmm… To dziwne, bo człowiek też jest częścią natury. I nie ma w tym miejscu zrozumienia ani dla tego powszechnego faktu, ani dla siebie. To że jest senny, bardziej zmęczony i apatyczny traktuje jako zły objaw. Zawsze w takich momentach przychodzą mi na myśl Chłopi Władysława Reymonta. Życie w zgodzie z rytmem pory roku i pory dnia. Latem wzmożona aktywność, zimą czas na odpoczynek. Kiedy dzień był krótszy, a nie było elektryczności, pora było spać i regenerować siły. Kiedy dzień zaczynał się wczesną porą, ludzie wstawali i szli do pracy. Wszyscy wspólnie. A dziś? Zaprzecza się temu co naturalne. Nawet pojawia się pragnienie aby zmienić ten od wieków istniejący porządek. Ta walka z naturą, swoista gra w zaprzeczanie może zakończyć się klasyczną depresją, kiedy już trzeba bezwarunkowo podjąć leczenie. Jako jednostka chorobowa, depresja może być wyrazem wszelkiego rodzaju zaburzeń. Dlatego też obecność specjalisty jest o-b-o-w-i-ą-z-k-o-w-a!
Uważam że niezbędnym elementem podjętego leczenie jest nie tyle sama likwidacja objawów, co przyjrzenie się, zanalizowanie i uświadomienie sobie, co mój organizm chce mi powiedzieć poprzez swój stan, o czym mnie informuje. Wszak mówi to, czego wcześniej nie widziałem. Bo depresja to konfrontacja z naszą niemocą wobec wygórowanych aspiracji i pragnienia omnipotencji. To konfrontacja ze śmiercią, żalem, poczuciem winy i złością. Każdy symptom rozbija nasze poczucie integralności. Mówi: zatrzymaj się! Zastanów! Zobacz! Ja Twoje ciało mówię do Ciebie! Wysłuchaj mnie! Czy to będzie depresja, nerwica czy inny objaw, one wszystkie coś komunikują. Podjęcie leczenia jest niezbędne. A leczenie oparte na zrozumieniu sięga do źródła. Chociaż symptomy u wielu są jednakowe to przyczyna ich wystąpienia u każdego jest inna. Indywidualna…
Katarzyna Dorosz-Dębska
www.psycholog-pulawy.pl