Kiedy rozpoczynałam prowadzenie grupy wsparcia dla kobiet dwa miesiące temu myślałam, Co ja zrobię przez tak krótki czas!? Grupa musi potrwać w czasie by przyniosła efekty. Budowanie relacji i poczucia bezpieczeństwa, mechanizmy, które winny zaistnieć pomiędzy uczestnikami + przepracowanie indywidualnych historii… A na dodatek wplecione przez organizatora, a tym samym wymagane, elementy psychoedukacji z wiedzy dotyczącej przemocy oraz kwestie treningu wychowawczego… Oj, za dużo tego było w moim mniemaniu… I jak to w grupie – różnorodność. Różne osoby, na różnych etapach życia, w rożnym wieku i z różnymi oczekiwaniami.
Wystartowałyśmy! I tak biegły te dwa miesiące. Obserwowałam, słuchałam, reflektowałam… Widziałam coś, dzięki czemu ta grupa istniała. Zawiązały się relacje! Relacje oparte na zaufaniu! Lody topniały, u jednych szybciej, u drugich wolniej ale było najważniejsze: zaufanie i poczucie bezpieczeństwa! Było wszystko: historie chwytające za serce, upadki i podnoszenie się, łzy i smutek, ale też zaciśnięte pieści i złość. Było dawanie rad, były uściski, byś śmiech. Była szczerość! Było prawdziwie i z pełną akceptacją dla różnorodności, nawet gdy poglądy na pewne sprawy były odmienne. Prosto, od serca i szczerze! I gdy ktoś przychodził i mówił, że brakowało mu grupy, czy nie mógł się doczekać spotkania, to w duchu myślałam, Yes! O to chodziło! Coś drgnęło!
I przyszło ostatnie spotkanie. Czas na refleksje. I słyszę w informacjach końcowych: Zyskałam wiarę w siłę drugiego człowieka i to, że można sobie poradzić w najtrudniejszych momentach lub Zauważyłam, że istnieją inni ludzie, bo do tej pory byłam sama; dostałam kontakt z drugim człowiekiem. Ktoś inny czuł się tu dobrze, przyjęty, zaakceptowany. Ktoś inny wychodził z przysłowiowym „powerem”, choć jeszcze przed chwilą dostał po tyłku od losu. Ktoś inny spokój, ktoś wiarę w siebie, ktoś dla kogoś stał się Autorytetem i wzorem do naśladowania, a ktoś inny upewnił się w swojej decyzji. Ktoś czuł się jak w rodzinie i dostał wiele ciepła, ktoś zobaczył, że dalsza praca nad sobą może przynieść korzyści, a jeszcze ktoś inny miał czas tylko dla siebie. Ktoś inny wie już co ma dalej robić, a tak naprawdę wszyscy kończą z niedosytem i poczuciem, że ta droga dopiero się zaczęła.
I słusznie. Bo to dopiero początek procesu. Głębszych i trwalszych zmian można by oczekiwać po dłuższym czasie. Ale czy nie został osiągnięty cel grupy wsparcia jakim jest owo wsparcie, akceptacja, doświadczenie drugiego człowieka, myśli i refleksje pobudzające do dalszych poszukiwań, zmian i aktywności?
Kiedy wracałam do domu, miasto się wyciszało, w tle płynęła muzyka a ja w środku czułam taki spokój pomieszany z zadowoleniem. Udało się więcej niż sądziłam. W głowie kołatała mi ciągle jedna myśl: Ludzie potrzebują ludzi! Ludzie potrzebują ludzi!
I zadzwoniłam do bliskiej mi osoby, by podzielić się tą chwilą.