Coraz częściej słychać głosy typu: teraz to potrzeba coraz więcej psychologów, zawód przyszłości; albo: to nie wstyd pójść do psychiatry czy psychoterapeuty, kto teraz nie ma tego typu problemów?... I rzeczywiście… Zarówno patrząc na statystyki, jak i gołym okiem na fakt, jak trudno niekiedy dostać się do przychodni zdrowia psychicznego czy gabinetu psychiatrycznego, pojawia się pytanie co się dzieje? skąd to oblężenie? jesteśmy coraz słabsi?
Fot. źródło: Kampania społeczna Ministerstwa Zdrowia „Co czwarty z nas”
Najogólniej rzecz ujmując chciałabym wskazać na dwa podstawowe źródła tego zjawiska:
1. zbyt duży napływ bodźców i informacji, z którymi nasz mózg nie jest wstanie sobie poradzić;
2. coraz słabsze relacje i więzi międzyludzkie (osamotnienie, brak wsparcia, brak poczucia bezpieczeństwa trwałości relacji);
Gdybyśmy wyobrazili sobie nasz mózg w formie puszki na kawę czy herbatę, to zobaczymy, że wsypując do niej bez umiaru ziarenka, zaczną się wysypywać, a puszka przestanie się zamykać. W końcu można całkowicie przysypać tę puszkę i w ogóle zapomnieć, że tam jest. Dookoła zaś zapanuje chaos i bałagan. Podobnie jest z wszelkimi bodźcami, które napływają do naszego mózgu. Jak jest ich przesyt, to w naszym umyśle zaczyna panować bałagan, i zwyczajnie zaczynamy sobie nie radzić. Musimy 'ogarnąć’ dom, pracę, dzieci, szkołę, choroby i wszelkie niedyspozycje, niezadowolonych pracowników, szefów i klientów, trudne rozmowy i zaistniałe konflikty. Dodatkowo stale czytamy i słuchamy o coraz to nowych doniesieniach z całego świata: konfliktach zbrojnych, ofiarach, morderstwach, kataklizmach, reżimach, niesprawiedliwości, fatalnych wypadkach. Nasz mózg musi pomieścić cały świat!!! Już nie tylko sprawy, które dotyczą bezpośrednio nas i naszych bliskich, sprawy naszego kraju, ale i cały świat. A nie są to przecież dobre informacje. Odczuwamy lęk i przeżywamy świat jako coraz bardziej zagrażający i niebezpieczny. Doliczmy do tego hałas miast, tempo aut i środków lokomocji, telefony. Mamy się stać maszyną obecną w kilku miejscach na raz i załatwiającą różne sprawy w jednym czasie. Nasz mózg nie jest maszyną! Jest cudownym urządzeniem, powiedziałabym nawet magicznym, ale ewolucja nie przebiega tak szybko jak postęp cywilizacji! I mózg nie wytrzymuje, odcina się, zapada w swój wewnętrzny świat. Nie wytrzymują emocje, które są odpowiedzialne za odczuwanie. Wyładowanie musi nastąpić.
A teraz dołóżmy do tego fakt, że jesteśmy sami, nie mamy z kim porozmawiać, nie mamy z kim podzielić się swoimi lękami, obawami, niepokojami. Być może to realna samotność, a być może sami się osamotniamy zamykając z obawy przed oceną lub odrzuceniem. Przecież kiedy mówimy o tym co przeżywamy odsłaniamy się cali, stajemy jakby nadzy przed drugą osobą, pokazujemy swoją bezbronność. To budzi ogromny lęk! Ale w postawie otwartości jest też nasza siła i odwaga! Otwierając się na drugiego człowieka, pokazując siebie, otwieramy się na relacje i prawdziwy związek. Bo największa odwaga to pokazać swoje słabości, pokazać, że nie ma się nadludzkiej mocy i wytrwałości, a jest się po prostu człowiekiem. Ale lęk jest! Zdrady, rozwody, rozpady rodzin, zmiany miejsca zamieszkania, migracje za pracą, życie na odległość. To wszystko powoduje, że się boimy i nie chcemy się wiązać. Aby nie przeżywać bólu rozstania czy pożegnania wolimy zachować bezpieczną odległość, nie angażować się, nie przywiązać… To cholernie smutne zjawisko! Tam gdzie nie ma więzi i bliskości jest pustka… wyrwa… dziura… przepaść… I wtedy nie ma nikogo kto wesprze gdy jest kryzys w pracy albo kłótnia z przyjaciółką. Zostaje alkohol co zagłuszy, narkotyk co rozweseli, komputer co odwróci uwagę. Ktoś, kto sam ma taką wyrwę, nie jest wstanie dać drugiem człowiekowi: żonie, mężowi, własnemu dziecku. Dochodzi do kolejnych zranień a spirala zależności, wpływów i konsekwencji stale się nakręca… Bo zamiast naprawić konflikt lepiej się rozstać; bo jak żona ma pretensje lepiej znaleźć kochankę, która czepiać się nie będzie; jak dziecko sprawia kłopoty to lepiej wlać, żeby się nauczyło niż porozmawiać; jak coś jest nie tak w związku lepiej zwalić winę na partnera niż zobaczyć co samemu się robi niewłaściwie i to zmienić…
I rzeczywiście jesteśmy coraz słabsi! Poziom lęku jest coraz wyższy, a poczucie bezpieczeństwa zagrożone!
Rozwiązanie jest jedno: Dbajmy o siebie i dbajmy o relacje.
- Znajdujmy czas na ciszę.
- Wyłączmy telewizor i komputer.
- Nie zawsze musimy odebrać telefon, szczególnie jeśli spędzamy czas z rodziną.
- Idźmy na spacer: do parku, do lasu. Pobądźmy na łonie natury.
- Przeczytajmy książkę.
- Idźmy na wystawę malarstwa.
- Zadbajmy o najbliższe otoczenie aby czuć się w nim dobrze: może zieleń, może mniej bibelotów, może widok na ścianie, który pomaga nam się zrelaksować…
- Wysypiajmy się.
- Odstawmy używki – one dają tylko złudzenie pomocy; potem jest jeszcze gorzej.
- Rozmawiajmy.
- Mówmy nie tylko o faktach, ale i o tym, co przeżywamy – mówienie jest formą robienia porządków wewnątrz siebie.
- Dbajmy o bliskie nam osoby – zaprośmy na spacer, spytajmy co słychać…
- Prośmy gdy potrzebujemy pomocy.
- Zróbmy dobry uczynek.
- Spotykajmy się z przyjaciółmi.
- Dzielmy obowiązki pomiędzy wszystkich domowników.
- Róbmy rzeczy, które sprawiają nam przyjemność.
- Każdego dnia powiedzmy sobie na głos co dobrego nas spotkało, za co lub komu jesteśmy wdzięczni, albo co dobrego mamy.
- Uprawiajmy sport – znajdźmy jakąś formę miłego dla siebie wysiłku.
- Jeśli coć jest nie tak w relacji – rozmawiajmy, pytajmy, mówmy. Nie zostawajmy w sferze domysłów i własnych projekcji.
- Dopuśćmy myśl, że nie jesteśmy nieomylni – uwolni nas to z więzienia 'idealności’, w konsekwencji będziemy mniej spięci, bardziej wyrozumiali dla siebie i dla innych.
- ……………………………………………………………………………. (tu dopisujcie własne punkty).

Fot. Katarzyna Dorosz-Dębska
Pozdrawiam życząc spokojnego umysłu i bliskich relacji na dobre i na złe!
Katarzyna Dorosz-Dębska