MOJE ZAKUPY:
0

O sensie… terapii

Słońce całą swą mocą oświetla pomieszczenie. Do gabinetu wchodzi młoda kobieta. Co prawda uśmiecha się od progu jednak jest to uśmiech wyrażający raczej zdenerwowanie, zażenowanie, niepewność, wstyd… W trakcie rozmowy słyszę: Kręci mi się w głowie, najchętniej chciałabym stąd wyjść. Źle się czuję, ledwo tu przyszłam. Słychać panikę w jej głosie. Lęk zdominował jej życie do tego stopnia, że ogranicza jej codzienne funkcjonowanie.

Inna sytuacja. Ponownie do gabinetu wchodzi kobieta. Ta jest dojrzała, zapewne ma dorosłe już dzieci. Niepewnie siada na fotelu, na którym zawsze siadają pacjenci. Odpowiada na konkretnie zadane pytania, jednak ze spontanicznym mówieniem jest kłopot. Nie wiem o czym mówić. Nic mi nie przychodzi do głowy. Mam pustkę. Wiadomo już, że nie tylko tu czuje się spięta. Na co dzień też ma z tym kłopot. Spięte ciało, spięte myśli, spięte emocje…  Jak długo tak można? Widać można. Tylko że w konsekwencji pojawia się depresja. I teraz ciało może wyrazić przynajmniej smutek, skoro wcześniej nie wyrażało nic…

Następnie wchodzi mężczyzna… (Tak, tak, mężczyźni też mają kłopoty…) Zaczyna: Wie pani, taki mam problem… i ręce mu się pocą a ciało zalewa fala duszności. Nie musi nic mówić bo widzę. Ważne jednak żeby powiedział, nazwał, wyraził…

Inna osoba siada w fotelu i zapytana: Co ją sprowadza?, zaczyna płakać: Tyle się tego nazbierało… A potem opowiada o ojcu alkoholiku, matce skupionej wyłącznie na tym, że mąż pił i trzeba było być cicho żeby się nie zdenerwował, o mężu, który nie szanuje, o tym, że wszystko na jej głowie a dzieci są nieposłuszne. A jakie mają być skoro mają taki wzorzec ojca? Skoro tylko na matce stoi ciężar wychowania?

Tak wyglądają początki. Niełatwe. Trudne. Trzeba przełamać barierę wstydu mówienia o swoich trudnościach, pokazywania emocji i słabości. Trzeba się zmierzyć z własnymi ograniczeniami, że czegoś nie wiemy, nie potrafimy nazwać. Na szczęście czujemy też ulgę po zrzuceniu ciężaru, który się niosło i to przyjemne uczucie, że jest ktoś, kto nas wysłuchał i teraz pomoże. Ulga, że terapeuta nie wystraszył się wagi problemów, nie skrytykował, nie oceniał…  I jeśli ktoś wytrwa i jeśli chce, to po kilku, kilkunastu lub kilkudziesięciu miesiącach pracy scenariusz jest następujący:

Słońce całą swą mocą oświetla pomieszczenie. Do gabinetu wchodzi ta sama młoda kobieta. Ta sama ale już inna. Uśmiech wyraża to, co uśmiech winien wyrażać. Jest zadowolona ze swojego obecnego życia. Zmiany w pracy, lepsze relacje z bliskimi, a po objawach nie ma śladu. Druga, dojrzała kobieta mówi spontanicznie, wyluzowana, analizuje i łączy fakty ze swojego życia. Te układają się wkońcu w całość. Nie są już kawałkami kartki wyrwanymi z książki. Są całą księgą. Księgą o niej. Mężczyzna dziękuje, że może spać normalnie a kobieta, która płakała, z zaangażowaniem opowiada o tym, jak teraz radzi sobie z mężem, dziećmi, w relacjach z ludźmi i jest silniejsza.

W takich momentach przeżywa się ogromną radość wspólnie z pacjentami. Można to porównać do filmu, kiedy wraz z głównym bohaterem przeżywa się jego wzloty i upadki, jest się świadkiem wydarzeń tych smutnych i tych wzruszających.

Nie ma rozwoju bez zmian. Nie ma rozwoju bez kryzysu. Nie zbudujesz z tej samej partii klocków nowej budowli. Możesz jednak rozebrać starą i z tych samych klocków zbudować od nowa, ulepszoną. To co było musi zrobić miejsce nowemu, nie da się bowiem dorosnąć jeśli się nie porzuci dobrodziejstw dzieciństwa. Terapia jest procesem w efekcie którego powstaje bliska relacja. Jeśli przez rok, dwa, trzy spotykasz się z kimś regularnie raz na tydzień i rozmawiasz o tym, co cię boli i jaki masz problem, ale też o tym co przynosi nowy kolejny dzień… nie może być inaczej. I nie ma to nic wspólnego z uzależnieniem się od terapeuty. Wręcz przeciwnie. Pracuje się po to, by wzmocnić niezależność pacjenta, jego samodzielność i pewność siebie. Pewność siebie rozumianą jako poszerzenie świadomości i rozumienie własnej osoby, życie zgodne ze swoimi wartościami, standardami i potrzebami, podążanie swoją własną ścieżką a nie drogą zapożyczoną od kogoś innego.

Róbmy zatem wszystko, co służy naszemu rozwojowi. Korzystajmy zatem z możliwości jakie są nam dane: czytajmy, podróżujmy, interesujmy się światem, spotykajmy się z ludźmi, korzystajmy ze spotkań kulturalnych, z warsztatów rozwojowych, coachingu, psychoterapii.

Katarzyna Dorosz-Dębska

Akceptuję
Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych oraz funkcjonalnych. Umożliwiają one prawidłowe działanie silnika strony. Każdy ma możliwość wyłączenia akceptacji cookies w ustawieniach swojej przeglądarki www, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje. RODO - informacja dla klientów.